wtorek, 7 kwietnia 2009

List Otwarty Marcina Wróbla

Szanowni blogowicze. Sędzia Marcin Wróbel zdecydował się na przedstawienie swojego (obszernego) stanowiska ws. zarzutów, które mu postawiono. Odnosi się m.in. do mojego wpisu o tym jak wręczał prezenty obserwatorom PZPN. Bardzo Was proszę o zdrowy rozsądek przy komentowaniu tego listu. Uszanujmy to, że Marcin Wróbel postanowił przedstawić nam swoją wersję wydarzeń. Nie nam oceniać czy jest winny, choć dochodzą mnie głosy, że dowody w jego sprawie są jednoznaczne. Sąd jeszcze wyroku nie wydał. Sędzia Wróbel jest jedyna osobą, która tak bardzo walczyła o to byśmy uznali, że jest niewinna...


Szanowni Państwo,

Kibice, Dziennikarze, Piłkarze, Działacze, Sędziowie

Piszę do Was korzystając z uprzejmości pana Dominika Panka, który zgodził się zamieścić na swoim blogu moją wypowiedź dotyczącą wszystkiego tego, co dzieje się od ponad roku wokół mojej osoby.

Piszę, ponieważ nie jestem w stanie do Was dotrzeć w inny sposób, ponieważ jestem zdesperowany i nadal nieugięty w postanowieniu walki o swoje dobre imię, o swoje marzenia, o swoje życie …

Pozwólcie, że na początku, dla uporządkowania faktów, przypomnę w kilku słowach, na czym polega „moja sprawa”. 27 marca 2008 r. zostałem zatrzymany i dzień później postawiono mi zarzuty przyjęcia korzyści majątkowej oraz obietnicy przyjęcia korzyści majątkowej. Kilkadziesiąt dni później podpisałem deklarację antykorupcyjną, w której zobowiązałem się, iż w przypadku skazania mnie prawomocnym wyrokiem sądowym za korupcję sportową zapłacę na rzecz PZPN, Ekstraklasy S.A. lub wskazanych przez te instytucje podmiotów 300 tysięcy Euro oraz milion złotych odszkodowania. W międzyczasie sąd zdjął ze mnie wszelkie środki zapobiegawcze nałożone przez prokuraturę (podkreślam, że nigdy nie było wśród nich zakazu sędziowania).

1 lipca 2008 Wydział Dyscypliny PZPN zastosował wobec mnie środek zapobiegawczy w postaci zakazu sędziowania i zawiesił postępowanie dyscyplinarne w mojej sprawie. Wkrótce potem Związkowy Trybunał Piłkarski (21.07), po rozprawie, na której byłem obecny i prezentowałem swoje stanowisko wspomniany zakaz uchylił. 20 grudnia 2008 podpisałem z PZPN umowę, której częścią jest weksel na 100 tysięcy złotych dający PZPN-owi prawo natychmiastowej egzekucji ode mnie wspomnianej kwoty (oczywiście w przypadku skazania mnie prawomocnym wyrokiem sądu za korupcję sportową). 5 lutego zostały mi postawione dwa kolejne zarzuty korupcji sportowej. Kilka tygodni później Wydział Dyscypliny PZPN wznowił postępowanie w mojej sprawie i ponownie zastosował środek zapobiegawczy w postaci zawieszenia w prawach sędziego. W najbliższych dniach złożę w PZPN odwołanie od tej decyzji i ponownie Trybunał Piłkarski zweryfikuje działania WD PZPN.

Pozwólcie Państwo, że napiszę teraz parę słów o swoim sportowym życiu i przypomnę pewne wydarzenie, które spowodowało, że nigdy w życiu nie przyjąłbym propozycji korupcyjnej. W piłkę grałem od najmłodszych lat, przechodząc wszystkie szczeble szkolenia od młodzików po juniorów. Byłem powoływany do reprezentacji regionu we wszystkich kategoriach wiekowych. Piłka nożna była całym moim życiem, marzyłem – jak dziesiątki tysięcy młodych chłopców w Polsce – o karierze na miarę Bońka, Dziekanowskiego czy Deyny. Niestety marzeń tych nie udało mi się zrealizować, a najczarniejszym wspomnieniem mojej przygody z piłką, jako zawodnika pozostaje najważniejszy mecz mojego ostatniego sezonu, mecz decydujący o wyjeździe mojej drużyny na Mistrzostwa Polski. W tym meczu mnie i moich kolegów w sposób perfidny i obrzydliwy oszukał sędzia. Nasze marzenia i ambicje zostały zbrukane przez człowieka, który powinien stać na straży przepisów i czystości gry. Do dziś pamiętam nasze łzy, wściekłość, poczucie bezsilności … ostatnimi czasy często sceny z tamtego meczu stają mi przed oczyma przypominając o przewrotności losów ludzkich … osoby, które znają mnie z tamtych czasów na pewno potwierdzą, że do korupcji i oszustw czułem (i czuję do dzisiaj) „zoologiczną” nienawiść. Nienawiść nastolatka, któremu podeptano marzenia.

Jakim zatem cudem zostały mi postawione zarzuty korupcyjnej natury? Ja wiem to doskonale, ale niestety nie mogę wszystkiego Państwu opowiedzieć, gdyż grożą za to sankcje prawne (według prokuratury byłoby to utrudnianie śledztwa). Mogę natomiast powiedzieć, że moim zdaniem środowisko piłkarskie (w tym sędziowskie) w Polsce było w dużym stopniu skorumpowane. Odrzucam padające tu i ówdzie argumenty, że celnicy czy lekarze też są często skorumpowani. To, że problem korupcji jest w Polsce zjawiskiem ogólnospołecznym nie jest żadnym wytłumaczeniem. Nie chcę mówić, że gdzieś tam biją murzynów, chcę szukać przyczyn korupcji w moim środowisku, zrozumieć je, wyplenić i zapobiegać w przyszłości. Moim zdaniem problem leżał głównie w tym, że w środowisku z definicji podatnym na korupcję (afery korupcyjne wstrząsają sportem na całym świecie w przerażająco regularnych odstępach), w którym kręci się mnóstwo szemranych ludzi panował chory system naboru i promowania sędziów. Przez wiele lat o awansach do wyższej ligi (co jest celem każdego sędziego) decydował ranking tworzony na podstawie arytmetycznej średniej otrzymywanych w trakcie sezonu ocen. Ponieważ oceniano sędziów w przedziale od 0 do 10, a ocenę stawiało się do jednej dziesiątej po przecinku bardzo łatwo było takim rankingiem manipulować. Na meczach niższych lig oceny obserwatora nie da się zweryfikować (nie ma zapisu wideo) w związku, z czym przesunięcie oceny o jedną czy dwie dziesiąte w dół lub górę nie było problemem. Tak promowano „swoich”. W taki też sposób, walcząc do upadłego (ale nigdy zniżając się do korupcji) awansowałem i ja. Z tym, że niektórzy potrafili się zatrzymać na „urabianiu” obserwatorów i działaczy (stąd też pojawiający się w mojej sprawie absurdalny wątek prezentów dla obserwatorów – odniosę się do niego pod koniec listu) a część (niestety chyba przeważająca) wchodziła w układy korupcyjne. Byli w tej grupie cyniczni złodzieje, ale byli też ludzie słabi, koniunkturaliści (jak jeden z sędziów oskarżonych w procesie Arki Gdynia, który przyznał, że przyjął pieniądze, ale na boisku zachowywał się – podobno – uczciwie). Takich promował system. Zresztą już sam nabór na sędziów sprzyjał późniejszej korupcji. Do niedawna przyjmowano wszystkich jak leci, w związku, z czym Ci uczciwsi, prezentujący wyższy poziom kultury i inteligencji widząc bagno układzików i kółko wzajemnej adoracji często rezygnowali. Jeżeli ktoś „niepokorny” przetrwał to znaczy, że jest prawdziwym pasjonatem i połknął bakcyla sędziowania tak głęboko, że stało się to jego sposobem na życie. Ten patologiczny, korupcjogenny układ o którym piszę został rozbity pracą prokuratury i zmianami, które od dwóch lat wprowadza Kolegium Sędziów PZPN (system awansów, szkolenia etc.). Jednak jego skutki będziemy niestety odczuwali jeszcze długo, a na widoczne gołym okiem efekty zmian przyjdzie poczekać pewnie całe sędziowskie pokolenie.

Wracając do mojego, konkretnego przypadku: z doniesień medialnych wiemy, że pieniądze z różnych źródeł (od sponsorów, „daniny” z pensji piłkarzy etc.) przechodziły przez wiele rąk, a celem tej wędrówki było zapewnienie sobie nieuczciwego zwycięstwa. Jedną z tajemnic poliszynela jest, że często pieniądze te pozostawały na zawsze w kieszeni „pośredników”, którzy liczyli na pozytywny wynik meczu i łatwy zarobek. Faktem jest też, że znam na stopie prywatnej bardzo wielu działaczy, sędziów, piłkarzy czy trenerów. Z wieloma sam grałem w piłkę (lub przeciwko). Na znajomość ze mną mogło powoływać się wielu z nich. Bilingi ze mną może mieć cała masa uczestników życia piłkarskiego w Polsce. W lidze gra kilku moich bardzo dobrych kolegów, z którymi spotykam się przy okazji świąt, urodzin, ślubów wesel, etc. Ktoś powie „to nieetyczne! Sędzia nie powinien mieć takich znajomych”. Ja tak nie sądzę. Na boisku jesteśmy w pracy. Podczas meczu nie mam żadnych kolegów, ale po meczu nie uważam za nic złego porozmawiać czy iść na piwo. Nie będę udawał, że z jednym czy drugim działaczem lub piłkarzem się nie znam ( z paroma ligowcami znam się od piaskownicy). Nie znoszę hipokryzji. Niemniej jednak to te znajomości spowodowały moje problemy z prokuraturą. Chciałbym w tym miejscu podkreślić, że gorąco kibicuję panom prokuratorom w ich działaniach zmierzających do oczyszczenia polskiej piłki z ludzi nieuczciwych, ze złodziei. Wiem, że mają oni taki obraz naszego środowiska, że nie przychodzi im do głowy moja niewinność. Nie mam o to pretensji – to ich praca. Mam straszliwego pecha, przypadkiem stałem się wiórem, który odleciał od rąbanego drwa … Nie zmienia to faktu, że jestem niewinny. Nie przyznałem się do żadnego ze stawianych mi zrzutów, nie dopuściłem się, bowiem żadnego z zarzucanych mi czynów. Podczas mojej drugiej wizyty w prokuraturze zostałem skonfrontowany z osobą, której zeznania były podstawą postawienia mi zarzutów. To potwierdziło moje przypuszczenia. Sprawcami mojego nieszczęścia są nieuczciwi ludzie, którzy nie tylko korumpowali, ale też przywłaszczali sobie pieniądze przeznaczone na korupcję. Osoby te nie dość, że mogą zeznawać, co tylko im się podoba (zeznając w charakterze podejrzanego nie jest się zobowiązanym w jakikolwiek sposób do mówienia prawdy i za jej zatajenie lub zwykłe kłamstwa nie grożą żadne sankcje), ale również posiadają motyw do oczerniania innych, których rzekomo mieli korumpować. Motywem tym (poza widokami na niższy wyrok – w końcu „współpracowali” i posunęli śledztwo do przodu) jest wiszący nad nimi wyrok sądu, nakazujący zwrot nierozliczonych skarbowo pieniędzy, które mieli przekazać, a które przywłaszczyli. Zwrotu łapówki domaga się, bowiem prokuratura w większości (o ile nie we wszystkich) znanych mi przypadków afery korupcyjnej.

Tyle na temat mechanizmu, który wciągnął mnie w tę tragiczną dla mnie spiralę wydarzeń. Zapewne każda osoba czytająca ten list chciałaby mi wykrzyczeć teraz w twarz: „To, co, może korupcji nie było a wy wszyscy jesteście niewinni ???”… Oczywiście, że korupcja była i trzeba ją ścigać. Czy ktoś jeszcze poza mną okaże się niewinny? Nie mogę i nie chcę wypowiadać się na temat innych osób i ich zarzutów, bo moja sprawa jest wyjątkowa. Nikt inny nie walczy tak konsekwentnie, nie podejmuje działań tak nietuzinkowych jak ja. W moim odczuciu zrobiłem wiele rzeczy, których nie uczynił nikt inny, abyście mi uwierzyli. To ja, Marcin Wróbel:
• Swojego dobrego imienia broniłem od pierwszych dni po postawieniu zarzutów (w przeciwieństwie do tych, którzy odwagi – której i tak przeważnie starczało na jedno oświadczenie – nabierali w kilka tygodni (i kilka konsultacji z prawnikiem) po opuszczeniu wrocławskiej prokuratury).
• Jako jedyny w Polsce podjąłem tak zdecydowaną, publiczną walkę o swoje dobre imię i w obecności mediów podpisałem restrykcyjną Deklarację Antykorupcyjną. Przypominam, że podpisałem ją będąc już osobą z zarzutami, a krok ten komentowano: „niewinny albo szaleniec”. Deklarację tę próbowano bagatelizować, jako nic nie warty świstek papieru. Szyderstwa nie zmienią faktu, że postawiłem na szali swój honor i pokazałem mediom i PZPN-owi, że zrobię wszystko, czego ode mnie zażądają, aby uwiarygodnić swoją niewinność. Jednak gdyby tego było mało …
• Podpisałem z PZPN-em porozumienie, którego częścią jest złożony na Miodowej weksel. Ten podpis również złożyłem, jako osoba z zarzutami prokuratorskimi – bardzo wielu sędziów, którzy zarzutów nie posiadają energicznie protestowało przeciwko wekslom (niektórych z nich napuszczano na mnie mówiąc „to przez Wróbla, to on się wygłupił z tą swoją Deklaracją Antykorupcyjną”) i próbowało storpedować ich wejście w życie. Ja natomiast poszedłem w zupełnie odwrotnym kierunku … przypomnę tylko, że weksel jest narzędziem pozwalającym na natychmiastową i bezwarunkową egzekucję mojego zobowiązania, bez żmudnych procesów cywilnych i innych przepychanek prawnych… oceńcie Państwo sami, czy tym ruchem uwiarygodniłem swoją niewinność, czy wręcz przeciwnie…
• Nie mam nałożonego przez prokuraturę zakazu sędziowania. Być może rok temu prokuratura po prostu nie stosowała tego środka zapobiegawczego, ale czemu nie nałożyła go na mnie stawiając mi nowe zarzuty w lutym tego roku?? Ostatnio zakaz taki otrzymał sędzia z jednym „tylko” zarzutem. Trudno mi, więc zrozumieć, czemu ja go nie otrzymałem. W tym kontekście przypomnę też, że:
• Decyzją sądu „uwolniłem” się od wszystkich (dwóch) środków zapobiegawczych (5 tysięcy poręczenia majątkowego i zakaz opuszczania kraju).
• Odwołałem się od pierwszego zawieszenia przez Wydział Dyscypliny PZPN do wyższej instancji i moje odwołanie zostało uwzględnione. Nie może, bowiem PZPN pozbawiać mnie prawa do sędziowania bez najmniejszej chociażby próby wyjaśnienia sytuacji, bez uwzględnienia tego wszystkiego, co robię, by udowodnić swoją niewinność, bez przeprowadzenia prawdziwego postępowania. W kontekście mojego ponownego zawieszenia w lutym bieżącego roku zaskakujące wydają mi się słowa prezesa PZPN Grzegorza Laty dotyczące innego z zatrzymanych sędziów (cytuję za portalem gazeta.pl): „W przyszłym tygodniu sąd zdecyduje, czy znów będzie mógł prowadzić mecze w ekstraklasie - mówi szef PZPN, który nie widzi przeszkód, by […] wrócił na ligowe boiska”.
Oto, bowiem ja – nie posiadając prokuratorskiego zakazu sędziowania i podpisując (już z zarzutami) weksel antykorupcyjny jestem pozbawiany możliwości sędziowania, a inni sędziowie, którzy są w moim odczuciu w innej, gorszej ode mnie sytuacji (prokuratorski zakaz sędziowania, weksle / klauzule antykorupcyjne podpisywali, gdy jeszcze nie byli „pod zarzutami”) są a’priori, bez stawiania się przed Wydziałem Dyscypliny dopuszczani do ewentualnego( jeśli sąd zdejmie prokuratorski zakaz) sędziowania.

W bezpośredniej rozmowie uzyskałem, choć trochę zaufania doświadczonych, znających realia środowiska dziennikarzy „Piłki Nożnej” i „Rzeczypospolitej”, którzy na łamach wspomnianych pism uznali, że warto dać mi szansę i podpisali taką tezę własnymi nazwiskami.

Oczywiście każdy z Państwa czytających mój list ma zapewne cały czas w tyle głowy pytanie, „ale czy sędzia z zarzutami może sędziować?”. Chciałbym zwrócić uwagę, że nie chodzi o anonimową „pierwszą literę nazwiska” jednego z dwustu już prawie zatrzymanych. Chodzi o mnie, Marcina Wróbla i o wszystko, co do tej pory zrobiłem, żeby się oczyścić. Od momentu mojego powrotu do sędziowania do momentu mojego ponownego zawieszenia sędziowałem kilkadziesiąt meczów, z czego 5 na szczeblu Ekstraklasy ( 2 Puchary Ekstraklasy i 3 mecze Ekstraklasy): mój sposób prowadzenia zawodów spotkał się z aprobatą zawodników, obserwatorów, ale także mediów. Nikt nie nawiązywał do sytuacji, w której się znalazłem. Nie uważam, żeby wizerunek polskiej piłki jakoś strasznie na tym ucierpiał. Szum medialny (i idące za tym straty wizerunkowe dla polskiej piłki) rozpoczął się dopiero wtedy, gdy o powrót zaczęły dopominać się inne osoby, które nie przeszły drogi, którą przeszedłem ja. Ciężko mi to skomentować; cały czas podkreślam, że moja sprawa to sprawa tylko i wyłącznie Marcina Wróbla, który – zaciekle jak nikt inny – walczy o dobre imię i powrót na boisko. Ponadto chciałbym przypomnieć, że w Deklaracji Antykorupcyjnej oprócz horrendalnego odszkodowania (które zniszczyłoby moją rodzinę finansowo na kilka następnych pokoleń) zobowiązałem się do zwrotu wszystkich pieniędzy zarobionych w ramach kontraktu sędziowskiego od momentu jego podpisania do momentu ewentualnego skazania prawomocnym wyrokiem za korupcję. Mam nadzieję, że to też daje do myślenia i wskazuje na poziom mojej determinacji (która może mieć źródło tylko w przekonaniu o własnej uczciwości, bo w czymże innym?). Proszę o nieferowanie wyroków i odrobinę zaufania, na które staram się zapracować swoim postępowaniem.

Zdaję sobie sprawę z niezręczności sytuacji, w której osoba oskarżana o korupcję prowadzi mecze piłkarskie. Najchętniej zawiesiłbym się sam, wycofał do rozstrzygnięcia sprawy. Niestety jestem oczerniany od ponad roku, a nie znamy nawet przybliżonej daty rozpoczęcia procesu, nie wiemy ile on potrwa, i nie wiadomo ile później potrwa odwoływanie się jednej ze stron w wyższych instancjach... To może trwać kilka kolejnych lat, w czasie, których bezpowrotnie straciłbym szansę na wszystko, o czym marzyłem, o co walczyłem... Nie mogę pogodzić się z taką stratą, dlatego walczę. Zwłaszcza, że wiem o tym, iż wiele osób zamieszanych w korupcję biega po polskich boiskach… jak mam się czuć ja, człowiek niewinny, gdy widzę jak szokująco różne miary przykłada się do osądzania tego typu przypadków? Dodatkowe zdumienie wzbudza fakt, że zawiesza się mnie nie mając żadnych dowodów ani poszlak mojej domniemanej winy, podczas gdy w postępowaniach dyscyplinarnych wobec klubów piłkarskich przyjmuje się domniemanie niewinności aż do uprawomocnienia się orzeczeń PZPN.

Chciałbym też poruszyć kwestię souvenirów, które wręczałem obserwatorom po meczach (pisałem o tym tutaj - dpanek). Sprawa ta, bowiem była kilkukrotnie poruszana w mediach (między innymi na tym blogu) i zasługuje na parę słów komentarza. Kilka tygodni temu odbierając malutką, ciężko chorą córeczkę ze szpitala wręczyłem upominek lekarzowi, którego pracę uznałem za bardzo pomocną w walce o życie mojej pociechy. Wręczę taki podarek jeszcze niejednokrotnie wszystkim tym, którzy przyczynią się do poprawy stanu jej zdrowia. To dla mnie normalne. Zwykłe, ludzkie podziękowanie. Kilka lat temu dziękowałem obserwatorom za ich pracę związaną z dużo bardziej przyziemnymi sprawami - obiektywną oceną mojej pracy. Okolicznościowa grawerka, kosmetyk lub alkohol. Często spotykałem się z odmową przyjęcia, ale także ze zrozumieniem, bowiem ci obserwatorzy kilkanaście lat wcześniej również w podobny sposób próbowali zjednać sobie sympatię swoich kwalifikatorów. Ja tylko szczerze opisałem III ligową rzeczywistość, w której ocena obserwatora ( nawet jedna dziesiąta oceny) decydowała o awansie lub spadku. Nie robiłem nic złego. Nikomu nie dałem pieniędzy. Żaden obserwator nie sugerował mi żebym „drukował”. Takie były realia. Byłbym hipokrytą twierdząc, że nie istniały zależności między sędzią a kwalifikatorem. Jednak w moim przypadku nigdy nie doszło do patologii, której skutki tropi wrocławska prokuratura, a upominki były jedynie chęcią zbudowania relacji z osobami, od których zależały moje losy. Dodam, że zwyczaj wręczania po meczu drobnych upominków jest czymś naturalnym w europejskiej piłce. Kluby okazują tak szacunek przeciwnikom, sędziom i działaczom. Oczywiście wszystko może przyjąć formy patologiczne, dlatego UEFA określiła maksymalną wartość, jaką może mieć przyjmowany przez sędziego czy obserwatora upominek. Ja granic tych nigdy nie przekroczyłem.

Starałem się Państwu tym, co napisałem przed chwilą pokazać w jak tragicznym położeniu się znalazłem i jak wiele już zrobiłem – jako jedyny z zamieszanych w aferę korupcyjną – aby pokazać, że jestem niewinny, że zostałem pomówiony i zniszczony. Wierzę, jestem głęboko przekonany, że sąd oczyści mnie z zarzutów, które ściągnęli na mnie ludzie o marnej reputacji, oszuści, cynicy. To oni przez wiele lat oszukiwali kibiców i niszczyli polską piłkę, ale nie starczyło im cywilnej odwagi by za to odpokutować i postanowili winą „podzielić się” ze mną. Skoro jestem tak pewny swoich racji, czemu ma służyć ta moja publiczna, medialna szarpanina? „Przecież wyrok uniewinniający przywróci Panu dobre imię” – ktoś powie. Wiem to. Ale chcę wrócić do sędziowania. Kocham to zajęcie, oddawałem mu od wielu lat swoje poświęcenie, swój czas wolny, swoje życie. Powiem nieskromnie: jestem dobrym sędzią. Jestem w dodatku – jak na sędziego – młody i znam języki. Miałem szansę na międzynarodową karierę. Będąc już sędzią międzynarodowym FIFA w futsalu (piłce nożnej halowej) zrezygnowałem natychmiast, gdy dowiedziałem się, że może to mi przeszkodzić w karierze światowej w „dużej” piłce. W środowisku nie mogli się nadziwić jak można oddać taki przywilej. Ja to zrobiłem, bo moje ambicję sięgały i sięgają wyżej. Dlatego nie mogę spokojnie czekać kilka lat na wyrok (i to w pierwszej instancji) – powrót po takim czasie skazałby mnie na przeciętność, ligową szarzyznę, odrabianie pańszczyzny. Na pewno każdy z Państwa czytających ten list ma swoją pasję, życiowe powołanie, coś, co wypełnia mu życie nadaje mu sens. Czy zgodziliby się Państwo oddać swoje marzenia bez walki, wiedząc, że zostały bezwzględnie zdeptane w sposób, na który Państwo nie zasłużyli?
Pozwolę sobie też zacytować słowa Stefana Szczepłka (dla mnie osobiście wielkiego autorytetu dziennikarskiego), który komentując moją sprawę napisał: „Problem w tym, że dopóki ciążą na nim zarzuty, a sąd nie wydał wyroku, PZPN nie chce dać mu szansy. Tyle, że sąd może zebrać się za trzy lata, które w przypadku młodego sędziego z ambicjami uciekają. Ja bym mu tę szansę dał.”

Przyznam szczerze, że wyczerpały mi się już środki i pomysły. List, który Państwo czytają jest krzykiem rozpaczy człowieka zdesperowanego. Jestem pod ścianą, ale nigdy się nie poddam, bo wiem, że prawda jest po mojej stronie. A przecież „veritas premitur, non opprimitur”, „Veritas vincit”. Zwracam się, zatem do Państwa z prośbą: jeżeli przyjdzie Wam do głowy pomysł czy sugestia, co jeszcze mógłbym zrobić, żeby uwiarygodnić w oczach opinii publicznej swoją niewinność podzielcie się nim ze mną. Chcę i jestem gotowy zrobić wszystko, czego zażądają media czy też PZPN, jeśli może to pomóc w przekonaniu Was wszystkich do tego, że jestem niewinny i pomóc mi w powrocie do sędziowania. Jestem i zawszę pozostanę uczciwym sędzią, pasjonatem swojego zajęcia i piłki nożnej. Dajcie mi szansę, a nie zawiedziecie się.

Dziękuję panu Dominikowi Pankowi za możliwość przedstawienia swoich racji. Jako dziennikarz w swoich komentarzach wypowiadał się o mnie bardzo krytycznie. Jego święte prawo. Jest jednak profesjonalistą i zadał sobie trud by poznać sprawę z dwóch stron. Ubolewam, że wśród dziennikarzy piszących i występujących w tv są ludzie niesprawiedliwi piszący jednostronnie, którzy nie reagują na moje prośby o spotkanie i rozmowę.

Ze sportowym pozdrowieniem,
Marcin Wróbel




Reklamy, które widzicie od jakiegoś czasu na blogu nie sprawiają, że zarabiam jakieś duże pieniądze. Są to jednak pieniądze, które  pozwalają opłacić rozmowy telefoniczne lub bilety na pociąg, gdy zdobywam newsy na bloga. Jeżeli więc czytasz moje artykuły - na pewno warto kliknąć!